Znikające dziewczyny: Klaudia
Kochałam Klaudię. Kochałam najprawdziwiej jak umiałam. Czemu jej tego nigdy nie powiedziałam, nie wiem. Jak to w życiu - zawsze uważamy, że jest na wszystko czas. A jeśli go tak na prawdę już nie mamy?
foto Internet
Klaudia pojawiła się w moim życiu wcale jak nie ona. Ot po prostu pewnego dnia wprowadziła się do mieszkania naprzeciwko wraz ze swoją kolorową garderobą, rudymi włosami i tą aż niestosowną radością życia.
Akurat wychodziłam do pracy. Wśród rozstawionych kartonów, mebli w nieładzie, porozrzucanych walizek wyglądała jak leśna boginka w zieleni długiej sukni i wstążce do włosów w tym samym odcieniu. Stałam chyba z niezbyt mądrą miną wpatrując się w nią, bo kiedy mnie zauważyła, zaśmiała się i pomachała mi ręką. Szybko odmachałam i zbiegłam po schodach... Takie właśnie wrażenie robiła Klaudia.
A wieczorem tego samego dnia zapukała do moich drzwi z winem w ręku i bez skrępowania i zbędnych przywitań powiedziała "Myślę, że to był dobry dzień, co? Trzeba to oblać."
I tak stała się nieodłączną częścią mojego życia. Co myślała o tym Klaudia? Nie wiem. Za to ja czułam się wreszcie pełna. Jakbym nareszcie odnalazła brakującą część siebie. Była tym, o czym ja tylko marzyłam. Czerpała z życia garściami, ja za to bałam się, co przyniesie kolejny dzień. Ona owijała sobie facetów wokół palca, ja uważałam każdego za źródło bólu i zmartwień.
Była moim dopełnieniem.
Miesiące upływały. Wspólne wieczory, małe wagary w pracy na szybki obiad. Nieodłączną częścią dnia były odwiedziny w barze, który stał się "naszym barem". To tam miałyśmy znajomych. Tam wieczory kończyły się późną nocą. Czasem wychodziłyśmy razem, częściej Klaudia znikała z kimś kogo właśnie poznała. Żyłam wieczorami z Klaudią. Żyłam jej światem, jej obecnością, jej oddechem.
Nawet nie wiem kiedy to się stało. Po prostu nagle zauważyłam, że Klaudia odchodzi, oddala się z każdym dniem.
Najpierw zaczęły znikać jej oczy. Jednego dnia były, następnego już nie, żeby pojawić się kolejnego i potem zniknąć na zawsze. Czy się tym przejęłam? Nie bardzo. Skupiona byłam tylko na swoich uczuciach. Przecież nadal miałam Klaudię przy sobie - uśmiechniętą, czekającą na mnie wieczorami w barze. Cóż, że trochę więcej piła, że zbyt głośno się śmiała, może zbyt intensywnie szukała powodów do zabawy. Najważniejsze, że była.
Oprócz mnie nikt nie zauważył, że oczy Klaudii zniknęły. Więc i ja udawałam, że tego nie widzę.
A potem zniknęły usta Klaudii. Wtedy zaczęłam się bać. Leżałam w nocy i widziałam Klaudie bez oczu, bez ust. Byłam zbyt przerażona, żeby z nią porozmawiać. Przecież tematu, którego nie poruszysz po prostu nie ma.
Na domiar złego Klaudia zaczęła mnie unikać. Coraz rzadziej znajdowała czas na wspólne wieczorne wino, na wyjście do baru, na wypad na zakupy. Prosiłam, błagałam, śledziłam. Zachowywałam się jak zazdrosna o każdą chwilę kochanka. Byłam zła i smutna na zmianę. Jakby razem z Klaudią wyssało mi radość i spokój.
Byłam już na skraju szaleństwa. Przestałam chodzić do pracy wymawiając się chorobą. Brałam urlop częściej niż powinnam. Byłoby ze mną gorzej gdyby nie to, że Klaudia niespodziewanie wróciła. Jakby nigdy nic, wieczorem, z winem i opowieściami o swoich podbojach miłosnych. Radosna, śmiejąca...bez oczu, bez ust i bez ramion...
Siedziałam, słuchałam i patrzyłam. Patrzyłam na moją "nie moją" Klaudię.
"Zakochałam się" - mówi Klaudia, a oczu nie ma...
"W pracy awans, podwyżka" - a ust nie ma...
"Jestem szczęśliwa, radosna, spokojna. Dzieje się, że czasu nie mam" - a ramion nie ma...
To był ostatni wieczór, kiedy widziałam Klaudię. Pożegnała się jak zawsze, wyszła i zamknęła drzwi. Za sobą, za mną, za naszą przyjaźnią.
Następnego wieczoru zapukałam do Klaudii. Wydawało mi się, że słyszę ruch za drzwiami. Ale nikt nie otworzył.
Klaudia nie pojawiła się i kolejnego dnia. Miałam klucze do jej mieszkania, więc otworzyłam i zawołałam. Odpowiedziała mi cisza.
W mieszkaniu nic się nie zmieniło. Z garderoby nie zniknęła ani jedna sztuka odzieży. Z półki - żadna książka. Z łazienki - żaden kosmetyk.
A Klaudii nie było. Jakby się rozpłynęła.
Pobiegłam do baru. Nikt jej nie widział. Tak samo w innych ulubionych miejscach. Znajomi też wzruszali ramionami. Nie widzieli jej od wielu dni. W pracy wzięła urlop i nikt nie wiedział gdzie jest.
Coś mi się nie zgadzało. Pamiętam przecież opowieści Klaudii o imprezach, miłości, sukcesach w pracy. Klaudia, coś Ty narobiła?
Z każdym kolejnym dniem nieobecności Klaudii moje własne mieszkanie zaczęło wydawać mi się za małe, za ciasne, za duszne. Łóżko zimne i bez snów, bez marzeń.
Nocami patrzyłam w sufit - bałam się zasnąć, bałam, że zobaczę w snach Klaudię. A potem ból będzie większy. Dniami słuchałem kroków na klatce i wybiegałam na każdy szmer pod drzwiami. Ale Klaudia nie wróciła.
Wiele tygodni nie miałam odwagi wejść do mieszkania Klaudii, żeby uporządkować jej rzeczy. To by znaczyło, że pogodziłam się z jej odejściem. Ale przecież trzeba było uporządkować to życie. Kurz, pranie, poczta.
Najpierw zaczęły znikać jej oczy. Jednego dnia były, następnego już nie, żeby pojawić się kolejnego i potem zniknąć na zawsze. Czy się tym przejęłam? Nie bardzo. Skupiona byłam tylko na swoich uczuciach. Przecież nadal miałam Klaudię przy sobie - uśmiechniętą, czekającą na mnie wieczorami w barze. Cóż, że trochę więcej piła, że zbyt głośno się śmiała, może zbyt intensywnie szukała powodów do zabawy. Najważniejsze, że była.
Oprócz mnie nikt nie zauważył, że oczy Klaudii zniknęły. Więc i ja udawałam, że tego nie widzę.
A potem zniknęły usta Klaudii. Wtedy zaczęłam się bać. Leżałam w nocy i widziałam Klaudie bez oczu, bez ust. Byłam zbyt przerażona, żeby z nią porozmawiać. Przecież tematu, którego nie poruszysz po prostu nie ma.
Na domiar złego Klaudia zaczęła mnie unikać. Coraz rzadziej znajdowała czas na wspólne wieczorne wino, na wyjście do baru, na wypad na zakupy. Prosiłam, błagałam, śledziłam. Zachowywałam się jak zazdrosna o każdą chwilę kochanka. Byłam zła i smutna na zmianę. Jakby razem z Klaudią wyssało mi radość i spokój.
Byłam już na skraju szaleństwa. Przestałam chodzić do pracy wymawiając się chorobą. Brałam urlop częściej niż powinnam. Byłoby ze mną gorzej gdyby nie to, że Klaudia niespodziewanie wróciła. Jakby nigdy nic, wieczorem, z winem i opowieściami o swoich podbojach miłosnych. Radosna, śmiejąca...bez oczu, bez ust i bez ramion...
Siedziałam, słuchałam i patrzyłam. Patrzyłam na moją "nie moją" Klaudię.
"Zakochałam się" - mówi Klaudia, a oczu nie ma...
"W pracy awans, podwyżka" - a ust nie ma...
"Jestem szczęśliwa, radosna, spokojna. Dzieje się, że czasu nie mam" - a ramion nie ma...
To był ostatni wieczór, kiedy widziałam Klaudię. Pożegnała się jak zawsze, wyszła i zamknęła drzwi. Za sobą, za mną, za naszą przyjaźnią.
Następnego wieczoru zapukałam do Klaudii. Wydawało mi się, że słyszę ruch za drzwiami. Ale nikt nie otworzył.
Klaudia nie pojawiła się i kolejnego dnia. Miałam klucze do jej mieszkania, więc otworzyłam i zawołałam. Odpowiedziała mi cisza.
W mieszkaniu nic się nie zmieniło. Z garderoby nie zniknęła ani jedna sztuka odzieży. Z półki - żadna książka. Z łazienki - żaden kosmetyk.
A Klaudii nie było. Jakby się rozpłynęła.
Pobiegłam do baru. Nikt jej nie widział. Tak samo w innych ulubionych miejscach. Znajomi też wzruszali ramionami. Nie widzieli jej od wielu dni. W pracy wzięła urlop i nikt nie wiedział gdzie jest.
Coś mi się nie zgadzało. Pamiętam przecież opowieści Klaudii o imprezach, miłości, sukcesach w pracy. Klaudia, coś Ty narobiła?
Z każdym kolejnym dniem nieobecności Klaudii moje własne mieszkanie zaczęło wydawać mi się za małe, za ciasne, za duszne. Łóżko zimne i bez snów, bez marzeń.
Nocami patrzyłam w sufit - bałam się zasnąć, bałam, że zobaczę w snach Klaudię. A potem ból będzie większy. Dniami słuchałem kroków na klatce i wybiegałam na każdy szmer pod drzwiami. Ale Klaudia nie wróciła.
Wiele tygodni nie miałam odwagi wejść do mieszkania Klaudii, żeby uporządkować jej rzeczy. To by znaczyło, że pogodziłam się z jej odejściem. Ale przecież trzeba było uporządkować to życie. Kurz, pranie, poczta.
Kiedy układałam stare gazety spomiędzy nich wypadł zeszyt. Odłożyłabym go bez zainteresowania, gdyby nie moje imię wypisane na górze strony. To był pamiętnik Klaudii.
"... nie mogę tak dłużej żyć. Ona coś podejrzewa. Kończą mi się historie. Nie umiem jej okłamywać. Nie mogę i nie umiem udawać. Zaczynam rozumieć co się ze mną dzieje. Już więcej jej nie okłamię..."
Zamknęłam zeszyt. Nie chciałam wchodzić w życie w Klaudii. Wystarczyło mi to, co przeczytałam. Czy mogłam zrobić coś więcej? Czy mogłam ją zatrzymać? Czy jakby nie mój egoizm i moje milczenie, to Klaudia by została?
Cisza, która mnie otacza nie chce odpowiedzieć na żadne z tych pytań. A brak odpowiedzi pogłębia ból i strach.
Potrzebowałam miesięcy, żeby zacząć żyć tak, jak oczekują tego ode mnie inni: wstawać, chodzić do pracy, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Nauczyłam się żyć w maskach, których mam całą kolekcję. I tylko nocami mogę pozwolić sobie na prawdziwą twarz, której nikt nie chciałby oglądać.
Czasem chodzę do baru, gdzie już prawie nikt nie pamięta Klaudii. Utrzymuję mieszkanie Klaudii w takim stanie, jakby miała zaraz wrócić. Nadal wybiegam na klatkę, kiedy słyszę kroki na korytarzu. Bije mi serce, kiedy ktoś wieczorem zapuka do drzwi.
"... nie mogę tak dłużej żyć. Ona coś podejrzewa. Kończą mi się historie. Nie umiem jej okłamywać. Nie mogę i nie umiem udawać. Zaczynam rozumieć co się ze mną dzieje. Już więcej jej nie okłamię..."
Zamknęłam zeszyt. Nie chciałam wchodzić w życie w Klaudii. Wystarczyło mi to, co przeczytałam. Czy mogłam zrobić coś więcej? Czy mogłam ją zatrzymać? Czy jakby nie mój egoizm i moje milczenie, to Klaudia by została?
Cisza, która mnie otacza nie chce odpowiedzieć na żadne z tych pytań. A brak odpowiedzi pogłębia ból i strach.
Potrzebowałam miesięcy, żeby zacząć żyć tak, jak oczekują tego ode mnie inni: wstawać, chodzić do pracy, spotykać się z rodziną i przyjaciółmi. Nauczyłam się żyć w maskach, których mam całą kolekcję. I tylko nocami mogę pozwolić sobie na prawdziwą twarz, której nikt nie chciałby oglądać.
Czasem chodzę do baru, gdzie już prawie nikt nie pamięta Klaudii. Utrzymuję mieszkanie Klaudii w takim stanie, jakby miała zaraz wrócić. Nadal wybiegam na klatkę, kiedy słyszę kroki na korytarzu. Bije mi serce, kiedy ktoś wieczorem zapuka do drzwi.
Nie przestaję oglądać się przez ramię, jakbym zaraz miała ją zobaczyć. Uśmiechniętą, z radością w oczach, wyprostowanymi ramionami. Moją Klaudię, z rudymi włosami i w żółtej sukience w czerwone maki.
Nadzieja, że kiedyś ją zobaczę daje mi siłę każdego dnia. Gdyby nie wiara w powrót Klaudii, odeszłabym tak samo cicho jak ona.
Szukam jej każdego dnia, bo wiem, że kiedyś wróci i znów stanie w moich drzwiach z winem w ręku i powie "Cześć. Miałyśmy dobry dzień, co?"
Nadzieja, że kiedyś ją zobaczę daje mi siłę każdego dnia. Gdyby nie wiara w powrót Klaudii, odeszłabym tak samo cicho jak ona.
Szukam jej każdego dnia, bo wiem, że kiedyś wróci i znów stanie w moich drzwiach z winem w ręku i powie "Cześć. Miałyśmy dobry dzień, co?"
Komentarze
Prześlij komentarz