Znikające dziewczyny: Malwina

Malwina potrzebowała miłości jak powietrza. Nie umiała bez niej żyć. Może brało się to stąd, że jako dziecko nigdy jej nie doświadczyła?
foto internet

Rodzice, znani kardiolodzy, zawsze byli zajęci. Wciąż poza domem. Czemu mieli dziecko? Cóż. Może tak wypadało? Brak miłości próbowali zastąpić pieniądzem. Najpierw super zabawki, których zazdrościły jej dzieci. Potem wysokie kieszonkowe.

Malwina zawsze była pod opieką niań. Jednych lepszych, drugich gorszych. Które zawsze jednak wracały do swoich domów, do swoich rodzin. A Malwina zakopywała się pod kołdrą, przytulając misia i swoje marzenia.

Kiedy skończył się czas opiekunek, zaczęła się niekontrolowana wolność i imprezy. Malwina organizowała je, kiedy tylko rodzice wyjeżdżali. Co, nieukrywając, zdarzało się bardzo często. Dość szybko poznała smak alkoholu, narkotyków i seksu. Koledzy brali, co Malwina ofiarowywała, a potem znikali.

Zdobyła miano puszczalskiej. Ale nie przeszkadzało jej to. Miała swoje wymarzone chwile bliskości i wyimaginowanego szczęścia.

***
Malwina nigdy nie spełniała oczekiwań rodziców. Byli nią zawiedzeni. Nie przejawiała zdolności do przedmiotów ścisłych. Za to zaszywała się w swoim pokoju z bzdurnymi ich zdaniem książkami. 

No i najważniejsze. Nie została lekarzem! Postanowiła iść na polonistykę. To było dla nich  upokorzenie. Postanowili utrzymywać córkę do końca studiów, ale nie chcieli więcej widzieć.

Malwina została sama i samotna. Coraz bardziej pragnąca ciepła i miłości. Rzucała się zachłannie w każdy romans z ogromną nadzieją. Ale faceci uciekali po kilku randkach, jakby instynktownie czuli zaciskający się węzeł.

***
Właśnie na tak łatwą zdobycz trafił Michał. Wschodząca gwiazda prawniczej spółki Marecki&Wójcik. To, że jego nazwisko widniało na szyldzie znanej kancelarii, nie przeszkadzało mu wcale wieść intensywnego życia. Imprezy do rana. Kobiety na jedną noc - piękne egzemplarze do kolekcji.

Ale zawód prawnika wymaga też pozorów. Blondynka o długich włosach, zgrabna, dość wysoka, umiejąca poruszać się w towarzystwie była jak marzenie. Michał postanowił ją mieć.

Niby przypadkowe spotkania pod biblioteką. Na imprezach u wspólnych znajomych. Potem zaproszenie do kina. Na kolację. Długie i romantyczne spacery. Kwiaty do pracy. Zazdrość koleżanek. Było jak w bajce.

Jednak każda bajka ma swój koniec.  Czasem szczęśliwy,  a czasem...

***
Pierwszy raz Michał uderzył ją jeszcze przed ślubem. Byli na grillu u znajomych. Malwina trochę wypiła. Były tańce. W taksówce nie zwróciła uwagi na humor Michała. W domu próbowała przytulić się. Odepchnął.

- Michał, czy coś się stało?
- Nie wiesz? Przypomniałaś sobie stare czasy? Jesteś puszczalska jak byłaś. Myślisz, że cię nie sprawdziłem? Wiem o tobie wszystko. Sprawiało ci przyjemność lepienie się do tych wszystkich fagasów?
- Co ty mówisz, Michał. Ja tylko...
- Przestań. Jesteś tylko zwykłą kurwą!


Uderzenie. Prosto w brzuch. Na plecy. W głowę. Raz za razem. Aż się zmęczył.
Malwina odpełzła w kąt. Nie miała siły. Usłyszała trzaśnięcie drzwiami. Michał wyszedł.

Nie myślała. Powoli wstała i poszła pod prysznic. Zmyć alkohol, krew i wstyd.
W ciepłej piżamie weszła pod kołdrę. Wzięła tabletki przeciwbólowe. Kilka. Pomogły zasnąć.

Rano Malwina obudziła się w powodzi kwiatów. Były wszędzie. Na komodzie, na podłodze. Na łóżku siedział Michał. Malwina skuliła się pod kołdrą.

Michał przepraszał. Błagał. Tłumaczył. Że alkohol. Że zazdrość. Że miłość. Malwina uwierzyła. Bo chciała.

***
Ślub był piękny. O jakim marzy każda dziewczyna. W białej sukni. Z przystojnym narzeczonym. Tańcami do rana.

Sielanka trwała kilka dni. Podróż poślubna. Malwina była rozluźniona, więc mniej czujna. Uderzenie za uderzeniem. Nigdy w twarz. Podobno uśmiechnęła się do barmana.

Wracała do domu obolała. Bez opalenizny, bo nie rozebrała się na plaży. Bez wspomnień przytłumionych przez górę leków przeciwbólowych. Bez radości zastąpionej strachem, który będzie obecny już zawsze.

Niestety uwierzyła Michałowi po raz kolejny.

***
Łapała dobre chwile jak promienie słońca. Nie umiała bez nich żyć. Jednak zawsze w ciągłym napięciu, czekając na kolejne uderzenie. 

Michał bił. Z każdego powodu. Bo Malwina była lub jej nie było. Bo kolacja była za późno. Bo powiedziała nie to,  co chciał usłyszeć.  Bo powiedziała "nie". Bo... Bo tak...

Malwina czuła się winna. Za każdym razem. Mogła przecież się nie odezwać,  ugotować coś innego, wrócić wcześniej, nie iść do koleżanki...

***
Od kilku dni źle się czuła. Od ostatniego pobicia. Wymiotowała. Było jej słabo.
Umówiła wizytę u lekarza. Badania. Diagnoza zwaliła ją z nóg. Prawie jak cios Michała.

Wyszła z przychodni i usiadła na ławce. Płakała tak długo, aż zabrakło łez. Potem zaczęła myśleć.
 
***
Malwina stała się żoną jeszcze bardziej idealną, jeśli w ogóle to możliwe. Na każde wezwanie Michała. Gotowa spełnić wszystkie zachcianki. Wychwalała jego osiągnięcia. Narzekała razem z nim na wspólników i klientów.

Sama nie wie jak udało jej się namówić Michała na wyjazd do Londynu. Przecież nic ich tutaj nie trzyma. Firma tylko wykorzystuje zdolności Michała. Żerują na nim. A za granicą Michał wreszcie rozwinie skrzydła. Z jego zdolnościami, wiedzą, elokwencją?! Osiągnie wszystko co tylko zechce!

Postarała się, aby Michał uważał, że ta myśl wyszła od niego. Malwina niby była przeciwna, bo znajomi, bo stabilizacja. Zniosła nawet policzek. Ale Michał był wtedy pewny, że to on chce wyjechać.

***
Oczywiście na Malwinę zrzucił poszukiwanie domu w Londynie. I całą przeprowadzkę. O pracę nie musiał się martwić.
 
Kogoś takiego jak on przyjmie każda z kancelarii! Będą się o niego bić! Ale chwilę musi odpocząć. Może gdzieś wyjadą? Stać ich.

Malwina była już mistrzem podszeptów.

Zaczęła działać. Mimo że każdego dnia czuła się słaba i bez sił. Realizowała swój plan. Punkt po punkcie. Musiała się śpieszyć - czasu nie zostało zbyt wiele.

***
Malwina zamknęła oczy i wciągnęła powietrze. Było wilgotne, jesienne, poranne. Włożyła rękę do kieszeni. To już za chwilę. Jeszcze tylko trochę.

Michał biegł stałą trasą. Nigdy nie zmieniał przyzwyczajeń. Dzień w dzień. Dbałość o zdrowie i sylwetkę.

Podniósł głowę i zobaczył Malwinę. Lekko przekrzywiła głowę. Ogarnęła go złość. Co ona tu robi, zamiast ich pakować? Już miał na nią krzyknąć. Kiedy to zobaczył. To była tylko chwila. Zaskoczenie na twarzy.

Malwina strzeliła. Celowała w głowę. I trafiła. Raz, potem drugi. Precyzyjnie. Rozejrzała się. Nie było nikogo. Jak zawsze o tej porze.

Działała precyzyjnie i chłodno. Tak długo to planowała.

Złapała Michała pod pachy i pociągnęła za pagórek. Tam wrzuciła ciało męża do dołu, który kopała przez kilka dni. 

Zasypała dół. Razem ze swoją tragedią. Swoim bólem. Swoim oprawcą. Rozrzuciła liście. Nic nie było widać. Uśmiechnęła się. Ruszyła do domu.

***
Plan był idealny. Pożegnali się z tym życiem. Ze znajomymi. Z pracą. Zrobili imprezę. Powiedzieli o odpoczynku. O możliwej podróży. Jak się urządzą, to się odezwą. Rozpoczynali życie daleko stąd.  Załatwiła wszystko tak, żeby nikt nie mógł ich znaleźć. Na swoje nazwisko.

Bagaże wysłała już dawno. Rzeczy Michała pozbędzie się już na miejscu. Zostało jej wziąć walizkę podręczną i ruszyć na lotnisko.

Ostatni raz przeszła się po pustych pokojach. Bez emocji zamykała wszystkie drzwi. W  korytarzu jeszcze raz odwróciła się i z uśmiechem założyła ciemne okulary.

***
Tak przestała istnieć Malwina. Pojawiła się za to Matylda. Matylda Michalska - taki mały dowcip na zakończenie tego życia.

***
Trzymając jedną rękę na klamce, drugą położyła na już zaokrąglonym brzuchu i pogłaskała go z czułością.
 
- Nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga