Znikające dziewczyny: NN. Garderoba z maskami

Stałam i patrzyłam na tańczące pary. Bal. Karnawał. Śmiech. Maski. Wszędzie maski.

foto Internet

Moje życie przypomina właśnie taki nieustający karnawał. Dzień po dniu, miesiąc za miesiącem. Całe zestawy najróżniejszych  masek.

Jestem naprawdę znakomitą projektantką. Umiem skroić maskę na każdą okazję. 

Wchodzę do biura: wesoły uśmiech pogodnej koleżanki. Spotkanie ze znajomymi: rozrywkowa dziewczyna i dusza towarzystwa. Rodzina: doskonała gospodyni, żona i matka.

Nawet przed lustrem nie umiem już być sobą.

Tylko gdzieś tam głęboko od czasu do czasu coś szepcze, że to nie to, że to nie tak powinno być.

Ktoś mnie tracą w ramię. Coś opowiada. Pamiętać o uśmiechu. Tylko pamiętać o uśmiechu. I jeszcze kiwanie głową, przecież jestem znakomitym słuchaczem. O! Był żart! Śmiej się. Uff. Udało się. Kolejny raz.

Żarty są najtrudniejsze. Wymagają więcej siły. Za to uśmiech zakrywa wszystko. Jak dobry makijaż na sińce.

Wracam do domu zmęczona. Nie tańcem czy nieprzespaną nocą. Zmiana masek wymaga precyzji, ciągłego skupienia. Nawet po alkoholu. Wtedy trudniej.

Moją garderobę masek zapełniałam latami. Bardzo dokładnie gromadziłam najpiękniejsze okazy. Były tak realistyczne, że w niektóre nawet sama uwierzyłam.

Jakiś rok temu poczułam, że już dość. Że nie mam zapału do dalszego uzupełniania garderoby.

Wtedy Ją poznałam. Przyszła i zajęła ważne miejsce. Poczułam, że wreszcie komuś na mnie zależy. Że nareszcie ktoś mnie rozumie. Jakby wraz z Jej imieniem zmienił się świat.

Zaczęłam oddychać. Przy Niej mogłam być prawdziwa. Przestać udawać. Maski były mi już potrzebne tylko dla świata.

Najważniejsze, że nie musiałam już nic mówić. Słuchałam. To Ona mówiła. O tym, że może być inaczej. Że odejdziemy gdzieś, gdzie zawsze będę sobą. Że nie będę musiała udawać. Że kocha mnie taką, jaka jestem. Że nigdy mnie nie opuści.

Uwierzyłam.

Kiedy teraz na Nią patrzę, myślę, że była przy mnie zawsze. Tylko nie mogłam Jej  zobaczyć.

Tak. Teraz widzę to wyraźnie.

Parę dni temu powiedziała mi, że już czas. Że jestem gotowa.

Też to czułam. Od pewnego czasu szykowałam się do tego mniej lub bardziej świadomie. Widziałam, że dłużej tak nie dam rady. Udawanie stało się zbyt ciężkie.

Kłamstwa. Maski. Oszukiwanie.

Dała mi kilka dni.

Dziś mija rok odkąd poznałam Jej imię. To dobry czas, żeby razem iść dalej.

Tak długo marzyłam o zamknięciu garderoby z maskami.

Leżę. Ona jest przy mnie. Jak siostra. Jak przyjaciółka. Jak kochanka.

Czuję, że to już niedługo.

- Bądź ze mną. Trzymaj mnie za rękę - szepczę i zaklinam
- Już nigdy Cię nie opuszczę. - odpowiada - Bądź silna. Ten ostatni raz.

Po raz pierwszy uśmiecham się bez maski. Już na zawsze razem. Ja i Ona.

Odchodzimy...


Komentarze

Popularne posty z tego bloga